Rozdział 3
- Cóż… więc to koniec?
- Taki bieg rzeczy.
- Szkoda, dobrze się bawiłem.
- Jak my wszyscy, ta praca ma to do siebie, że po skończeniu trudno rozstać się ze swoimi
współpracownikami. – Helena zamknęła walizkę i uśmiechnęła się do Steva.
- Tym bardziej jeśli się z nimi zaprzyjaźnisz. No nic, zobaczymy się
jeszcze na premierze… To co teraz zamierzasz zrobić?
- Prawdopodobnie zgaszę światło w garderobie i wrócę do domu.
- Przestań, wiesz o co pytam. –
zaśmiał się.
- Jak to co zamierzam? Zagram w następnym filmie, przecież jestem
aktorką.
- No tak, długo byś bez tego nie dała rady.
- Uwielbiam tę pracę. A co, ty mógłbyś tak po prostu przestać grać?
- Myślę, że nie miałbym z tym problemu.
- Czyli nie jesteś urodzonym aktorem. – uśmiechnęła się najszerzej jak
potrafiła.
- Czyli próbujesz zasugerować, że ty jesteś? – spojrzał na nią wesoło.
- Nie wiem, sam odpowiedz sobie na to pytanie.
– mrugnęła do niego okiem wychodząc z garderoby.
- Jasne, że jesteś, zawsze ci to mówiłem. –
powiedział cicho mając świadomość tego, że Helena nie usłyszy.
Wyszła na ulicę poza planem i wyciągnęła telefon, żeby zadzwonić po
taksówkę.
- Podwieźć cię?
Helena podniosła wzrok. Dwa metry od
niej, w mercedesie, siedział Richard D. Zanuck.
- Co ty tu robisz? – uśmiechnęła się ruszając w jego stronę.
- Słyszałem, że dzisiaj kończycie zdjęcia, więc postanowiłem wykorzystać
okazję i pogadać z tobą o „Planecie Małp” w drodze do twojego domu.
- Całkiem wiarygodne.
- Wiem. – uśmiechnął się. – Wsiadaj.
***
- Halo?
- Cześć, Danny! Masz chwilę?
- Tak, tak, chodzi o tą muzykę, prawda?
- No właśnie, jest problem, mamy naprawdę mało czasu i potrzebowałbym
tych utworów jednak trochę wcześniej.
- Cholera… na kiedy dokładniej.
- Do 16 lutego.
- Nie ma szans, nie wyrobię się.
-Przestań, nie zakładaj od razu najgorszego, jesteś fantastycznym
kompozytorem, na pewno coś wymyślisz.
- Słuchaj, może i jestem dobry, ale nie jestem cudotwórcą, Tim.
- To co teraz?
- Nie wiem, a kiedy ruszają zdjęcia?
- Prawdopodobnie 25 stycznia.
- Macie już całą obsadę?
- Mniej więcej.
- Mniej, czy więcej?
- Nie wiem, pomiędzy.
Nastała cisza. Tim oparł skroń na
dłoni i zaczął wpatrywać się w okno.
- No to klapa. – westchnął ciężko Danny Elfman; wieloletni przyjaciel
Tima i twórca muzyki w prawie wszystkich jego filmach.
- Zobaczę, może uda mi się wybłagać u tych „z góry” przeniesienie
premiery na trochę późniejszy termin, ale dużo czasu i tak nam nie dadzą.
- A na kiedy ją ustalili?
- Początek lipca, chyba 8, nie jestem pewny.
- Nie ma co, idę przysiąść do fortepianu, może doznam jakiegoś
olśnienia.
- Jasne, do usłyszenia.
Odłożył słuchawkę i ukrył twarz w
dłoniach.
***
- Właśnie dlatego Tim jest załamany. – Richard mówił prowadząc samochód.
Helena patrzyła na niego ze
współczuciem.
- Pół roku to naprawdę niewiele. – odpowiedziała zwracając głowę w
stronę okna.
- Miejmy nadzieje, że wszystkich aktorów uzbieramy do końca stycznia…
Tim jest bardzo wymagający, przebiera i przebiera, nie chce się zgodzić na
nikogo, kto nie pasowałby do jego wizji. – spojrzał na nią. – Z nieba nam
spadłaś, Helena, gdyby nie ty to Ari pewnie też byśmy jeszcze nie mieli.
- Wcale nie spadłam, przecież Tim sam do mnie zadzwonił.
- Naprawdę? O tym nie wiedziałem…Co ci
powiedział?
- Że przypominam małpę. – zaczęła się śmiać.
- Ta jego bezpośredniość. – również nie mógł powstrzymać śmiechu. – Ale
znając Tima mogę ci powiedzieć, że to był komplement.
- Wiem, od początku uznałam to za komplement… no ile czasu można stać na
światłach?
- Wiesz, Helena, tak sobie pomyślałem, że ty naprawdę idealnie pasujesz
do jego wizji. – uważnie się jej przyglądał. – Chyba można by było powiedzieć,
że jesteś w jego typie.
- Tak? To ciekawe, bo widziałam zdjęcia jego narzeczonej i nie wiem, czy
zauważyłeś, ale należy do zupełnie innego „typu” niż ja. – powiedziała
opuszczając głowę.
- Lisa? – wybuchnął śmiechem. - Przestań… nigdy nie widziałem… takiej
ilości… plastiku! – teraz już się prawie dusił.
- Daj spokój, jest piękna.
- Z mojego punktu widzenia to Tim musiał być pijany, kiedy się jej
oświadczał.
- Chyba jej nie lubisz, co?
- A jak myślisz? – uśmiechnął się zadziornie. – Nikt jej nie lubi,
zrozumiesz jak ją poznasz… tak swoją drogą to dobrze, że nie są małżeństwem.
Jakby była jego żoną pewnie jeszcze bardziej by się panoszyła.
- Dlaczego nie wzięli ślubu?
- Nie wiem, Tima zapytaj. – spojrzał na nią z ironicznym uśmiechem.
- Nawet tak nie żartuj, nie chcę wychodzić na wścibską, ich sprawa.
- To czemu pytałaś? – zdecydowanie bawiła go ta „gra”.
- Widzę, że wolisz wmawiać mi, iż coś mnie z nim łączy, niż rozprawiać o filmie– trudno
było odgadnąć czy bardziej ją to śmieszyło, czy irytowało.
- Przepraszam… po prostu pomyślałem sobie, że lepiej byłoby, gdybyś to
ty była na jej miejscu, zapomniałem tylko zapytać o zdanie ciebie samej.
- Ja jeszcze chyba nawet nie mam do końca zdania na temat Tima.
- A pierwsze wrażenie ? – uśmiechnął się promiennie.
- Nie zrozum mnie źle…
- Wal śmiało.
- Myślę, że chyba coś z nim nie tak…
***
Elena Bonham Carter stała, na schodach, pod domem swojej córki już 20
minut.
- Nigdy jej nie ma, nigdy. – powiedziała sama do siebie, rozglądając się
nerwowo. – Mogłaby chociaż odebrać telefon.
Podjechał samochód. ”Wreszcie!” –
pomyślała. Jednak Helena siedziała w środku i w najlepsze gawędziła sobie z
kierowcą. Elena zawsze była bardzo cierpliwa, jeśli chodzi o gadulstwo jej
córki, przyzwyczaiła się do tego, jednak tym razem nie wytrzymała, ruszyła w
stronę samochodu.
- Masz przy sobie telefon? – powiedziała otwierając drzwi.
- Mamo! – Helena aż podskoczyła. – Mam, chyba wyciszyłam.
- Domyśliłam się. Dzwoniłam chyba z 15 razy!
- Przepraszam cię Richard, lepiej będzie jak wpuszczę mamę do domu, bo
jeszcze zacznie się rzucać. – zrobiła znaczącą minę, a Elena nie wyglądała na
zadowoloną słowami córki.
- Nie ma sprawy… pamiętaj, 25 styczna na planie!
- Pamiętam, pamiętam.
Razem z matką weszła do domu i powiesiła płaszcz.
- Stałam pod domem wieczność!
- Przepraszam, że pracuję.
- Przestań, Helena. Chodzi o to, że było dużo łatwiej jak mieszkałaś ze
mną i z ojcem.
- Mamo. – posłała jej ciężkie spojrzenie. – Mam 34 lata, musiałam się w
końcu wyprowadzić. – powiedziała wolno i wyraźnie.
- Wiem, wiem. – matka się skrzywiła. – Po prostu szkoda, że… wiesz,
minęło już tyle czasu, czasami zapominam, że już od dawna nie jesteście
dziećmi.
- Mieszkasz z tatą, nie wystarcza ci matkowania? – zażartowała.
- Oj, to nie to samo… może i trzeba się nim czasem zająć jak dzieckiem,
ale wciąż się wymądrza, wiesz, jak to on…
- Jest inteligentny, więc może.
- A ty nie jesteś?
- Zawsze mówię, że umysł mam po nim. – uśmiechnęła się chytrze.
- To czemu ty się mi nie wymądrzasz? – jak zwykle ją podpuszczała.
- Bo ty jesteś psychologiem, jak będę się z tobą kłóciła to dostanę
następne „kazanie” na temat tego, że trzeba mnie nauczyć jak kontrolować nerwy.
- Całkiem niegłupie… – Elena z
rozbawieniem spojrzała na córkę, zawsze podziwiała w niej to, że miała
odpowiedź na wszystko, nawet, kiedy, zarówno jako jej matka jak i psycholog,
starała się ją podejść. – … wyglądasz na zmęczoną, wszystko w porządku? –
zapytała po chwili z troską.
- Dla ciebie zawsze wyglądam na zmęczoną i zagłodzoną. – Helena
spojrzała jej w oczy. – Wszystko OK… Naprawdę, mamo.
- Martwię się, jesteś cały czas sama w tym wielkim domu.
- Radzę sobie.
- Oczywiście, że tak, oczywiście. – spojrzała w podłogę. – Ale nie jest
ci trochę smutno?
- Czasami jest, jak każdemu.
- Tak, tylko, że większość ludzi ma wtedy pod ręką kogoś, dzięki któremu
może poczuć się lepiej, a co ty robisz w takich sytuacjach, dziecko drogie?
- Uciekam w pracę, jak każdy samotny człowiek. – uśmiechnęła się nalewając
herbaty to filiżanek.
- Kenneth był całkiem w porząd…
- Mamo! – Helena uniosła głos. – Prosiłam cię już tyle razy, żebyś dała
sobie spokój z Kennethem. Rozstałam się z nim i już się pogodziłam z tym faktem.
Ty też powinnaś.
- Ja wiem, ale ja tak bym chciała, że byś była szczęśliwa…
- Będę. – powiedziała Helena stanowczo. – Zobaczysz, że jeszcze będę.
- Kiedy?
- Jak już będę to ci powiem.
- Im później tym gorzej.
- Skąd wiesz? Może u mnie działa to w odwrotną stronę?
- Niemożliwe. Każdy wolałby być szczęśliwy szybciej.
- A co jeśli moje szczęście jest wyznaczone na jakiś konkretny moment i
będzie tak ogromne, że od razu wynagrodzi mi lata samotności? Nie chcę robić
nic na siłę i z pośpiechu, bo to nie mogłoby być prawdziwe, tylko wymuszone…
Chcę kochać i być kochana, ale potrzebuję do tego kogoś wyjątkowego, kogoś kto
został przeznaczony tylko mnie. Może jestem marzycielką i nigdy nie dostanę
tego czego oczekuję, ale wolę żyć wierząc, że w końcu odnajdę prawdziwą miłość,
niż zostać sprowadzona na ziemię przez rzeczywistość, w której będę wmawiała
sobie, że kocham kogoś z kim związałam się z samotności, a nie z miłości.
- Masz racje, jesteś inteligentna. – Elena uśmiechnęła się ze łzami w
oczach. – I do tego śliczna. Na pewno będziesz szczęśliwa. Musisz być. –
przytuliła córkę najmocniej jak potrafiła. –Jesteś moim dzieckiem, nie ma nic
czego byś nie pokonała… i jestem z ciebie bardzo dumna. Bardzo.
- A ja zawsze byłam dumna z tego, że mogę być twoim dzieckiem. – łzy
same napływały jej do oczu.
*Helena z mamą, Eleną Propper de Callejón, Oscary 1998*
*Helena z mamą, Eleną Propper de Callejón, Oscary 1998*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz