poniedziałek, 2 września 2013

Rozdział 6

   Nikt by nie pomyślał, że praca na planie „Planety Małp” będzie leciała tak szybko. Helena nawet się nie obejrzała, a już był koniec kwietnia. Już prawie cały film był nakręcony, zostało tylko kilka scen. Niestety nie scen z Heleną, która miała zakończyć pracę na planie 28 kwietnia.
    - To co, Hellie, jutro się ze wszystkimi żegnamy. – zagadnął Tim Roth, który również nakręcił już wszystkie swoje sceny, przed wejściem do studia.
   - Tak… - westchnęła. - …już jutro.
   - Trochę smutno, ale pociesza mnie fakt, że nie odchodzę sam jeden.
   - Wielu z nas odchodzi. – spojrzała na niego smutnymi oczami. – Zostaje tylko kilkoro, w tym Mark.
   - Wiem, on jeszcze  ma tu sporo do zrobienia.
   - Sceny początkowe, prawda?
   - Tak, tak.
   - To co, wchodzimy? W gruncie rzeczy tylko popatrzeć, bo i tak nie mamy nic do roboty.
   - Ostatni dzień na planie „Planety Małp” uważam za rozpoczęty. – powiedział, po czym otworzył drzwi.
   - Gdzie są wszyscy? – Helena rozejrzała się.
   - Nie wiem.
   - Chodź, wejdziemy do drugiej sali.
Stanęli jak wmurowani. Tim Burton siedział na swoim krześle i wpatrywał się w ziemię. Kiedy zorientował się, że ktoś wszedł zerwał się i spojrzał na nich ze zdziwieniem.
   - Nikt wam nie powiedział?
   - O czym? – Helena zrobiła wielkie oczy.
   - Skoczyliśmy. Nagraliśmy ten film.
   - Ale moment… jak to, przecież…
   - Nagraliśmy to wszystko w nocy. Nie było tego jednak wiele.
   - W takim razie co tu robisz?
   - Myślę.
   - Aha… to może my nie będziemy przeszkadzać. – Tim Roth zaczął się powoli kierować w stronę wyjścia.
   - Ja zostanę.
   - Jak chcesz, Hellie, powiadomcie mnie tylko jak będziecie organizować coś z okazji końca zdjęć.
   - Ach, to, ma być w czwartek.
   - OK, to ja się jeszcze dokładniej dowiem, o której od Marka… to cześć, Hellie, cześć, Tim.
   - Pa. – Helena pomachała mu z uśmiechem.
   - Dlaczego nie poszłaś z nim?
   - Nie wiem. Może nie chciałam, żebyś siedział tu sam… - spojrzała na niego niepewnie, ale nawet nie drgnął, więc odważyła się iść dalej. – Gdzie masz Lisę?
   - Pewnie w domu.
   - To dlaczego z nią nie jesteś.
   - Musiałem trochę… odpocząć.
   - Od niej?
   - Przeprowadzasz jakieś śledztwo?! – prawie krzyknął i gwałtownym ruchem skierował głowę w jej stronę.
   - Masz rację, przepraszam, chyba jednak pójdę. – prawie wyszeptała i odwróciła się w kierunku drzwi.
   - Nie, czekaj! To ja przepraszam… nie wychodź.
Helena zmierzyła go zaciekawionym spojrzeniem. Wyglądał jak siedem nieszczęść, cały ubrany na czarno, z podkrążonymi, smutnymi oczami i trzęsącymi się dłońmi. Przysunęła drugie krzesełko i usiadła obok niego. Już nic nie powiedział, więc ona też się nie odzywała. Siedzieli tak i patrzyli sobie w oczy rozumiejąc się bez słów, później przestawiali i każde patrzyło w innym kierunku, ale po jakimś czasie ich spojrzenia znowu się spotykały. Trwało to około 10 minut.
   - Dziękuję. – odezwał się w końcu.
   - Za co?
   - Za to, że nic nie mówisz, że po prostu tu jesteś i nie musisz już nic robić.
   - Nie sądzę, żeby to było coś wartego podziękowania.
   - Ja sądzę, że jest.
   - Pamiętasz kiedy pod koniec lutego pierwszy raz się do ciebie odezwałam? – pokiwał głową, więc kontynuowała. – Przeprosiłam, cię, a ty powiedziałeś, że to nie było nic co byłoby warte przeprosin. Nie powiedziałam tego wtedy na głos, ale ja sądzę, że było. I myślę, że po tym jak się zachowywałam na początku naszej znajomości byłam ci coś winna. Dlatego nie wyszłam z Timem, tylko zostałam. To coś w rodzaju naprawiania swoich błędów. Nie rozmawialiśmy często, chociaż po tym jak cię przeprosiłam od czasu do czasu się do siebie odzywaliśmy. Teraz wszystko się skończyło i nagle poczułam straszny smutek i żal, że nie rozmawialiśmy. Przestraszyłam się, bo wiem, że kiedy skończą się już wszystkie premiery i tego typu rzeczy, to każde z nas pójdzie w swoją stronę i nie wiem czy będziemy mieli okazję się jeszcze zobaczyć. Tak bardzo mi przykro, że tak wyszło… bo naprawdę cię bardzo polubiłam, chociaż przyznam, że na początku myślałam, że jesteś trochę nienormalny i nawet nie wiesz jak mi teraz głupio, tak strasznie się pomyliłam. – po całym tym monologu zamilkła, jakby ją zmęczyło to co powiedziała.
Tima zamurowało. Kompletnie nie wiedział co ma powiedzieć. „Powiedziała, że mnie lubi. – pomyślał. – Ona naprawdę mnie lubi.” Spojrzał na nią z szeroko otwartymi oczami i zastanawiał się nad tym jak mógłby teraz odpowiedzieć.
   - Nie musi tak być.  – w końcu zdobył się na słowa. – Nie musimy urywać kontaktów. Mieszkamy w tym samym mieście, poza tym, przecież są telefony.
   - Wiem, że są. – uśmiechnęła się delikatnie. – Nie sądzę, żeby Lisa była zadowolona, jeśli nie zniknęłabym z waszego życia.
   - Ja i ona nie mamy „naszego życia”, jest tylko jej życie i moje.
   - Nie może być aż tak źle.
   - Jest beznadziejnie. Z dnia na dzień gorzej, ona wysysa ze mnie całą radość i energię, Helena. To jest toksyczny związek, ona mnie zatruwa. – schował twarz w dłoniach.
   - Zamierza jechać na tą imprezę w czwartek?
   - Myślisz, że przepuściłaby okazję pilnowania mnie? Nie ma szans.
   - O której to jest?
   - O 16:00, chcesz przyjść? – spojrzał na nią z nadzieją.
   - Jak wszyscy to wszyscy, dlaczego miałabym nie przyjść?
   - Nie lubisz jej.
   - Ona mnie też nie i co z tego? – uśmiechnęła się promiennie.
   - A jeśli dojdzie do spięć?
   - To staniesz po jej stronie, ja sobie poradzę. – zaśmiała się.
   - Nie chcę stawać po jej stronie.
   - Musisz.
   - Ale nie chcę.
   - Tim, chcesz czy nie, to jest twoja narzeczona, więc nie marudź.
   - Podjechać po ciebie?
   - Mam jechać z nią w jednym samochodzie? Chcesz wysadzić nas w powietrze?– zażartowała.
   - Racja, w sumie głupi pomysł.
   - Nie martw się, zorganizuję sobie transport.
   - W porządku, tylko, żebyś tam była. – uśmiechnął się.
***
   Był czwartek, godzina 10:00, Helena jeszcze spała, gdyż, jak zwykle, zapomniała nastawić budzik. Z pięknego snu, w którym odbierała Oscara, wyrwał ją telefon.
   - O Boże, a to kto. – wybełkotała sennie z jeszcze zamkniętymi oczami.
Wstała, założyła kapcie i pobiegła po telefon.
   - Halo?
   - Helena!
   - Tim… która jest godzina?
   - Po dziesiątej, cholera, obudziłem cię.
   - Zapomniałam nastawić budzik, więc chwała ci za to, bo nie wiem do której bym spała. Dzwonisz z konkretnego powodu?
   -  Lisy nie będzie!
   - Jak to, dlaczego?
   - Godzinę temu wyleciała do Los Angeles, do swoich rodziców, wraca za tydzień. Podjadę po ciebie przed 16:00.
   - To naprawdę smutne, że tak się cieszysz, kiedy jej nie ma. – zaśmiała się.
   - Boże, tydzień bez narzekania, toż to błogosławieństwo. – zażartował.
   - To będę czekała przed 16:00.
   - OK, tylko nie zapomnij.
   - Nie martw się.
Odłożyła słuchawkę i spojrzała w lustro uśmiechając się sama do siebie. „To może być całkiem miły dzień – pomyślała zadowolona. – może nawet jeden z najlepszych.” Poszła do kuchni zrobić śniadanie, a kiedy postawiła talerz z kanapkami na stole, zorientowała się, że wcale nie jest głodna. Włączyła telewizor i trafiła na show Davida Lettermana. Na kanapie siedział Ewan McGregor i opowiadał o swoim nowym filmie „Moulin Rouge!”. „Nigdy nie miałam okazji z nim grać. – pomyślała. – Może kiedyś się trafi, to całkiem dobry aktor.”
   Przez następne 3-4 godziny nie miała nic do roboty, więc snuła się po domu, niczym duch, od czasu do czasu oglądając telewizję, czytając książkę, czy odkurzając. W końcu, kiedy przeczytała prawie 200 stron książki, obejrzała kilka średnio ciekawych programów i odkurzyła wszystkie pokoje, okazało się, że za chwilę wpół do czwartej, a ona jeszcze nawet nie zaczęła się szykować. Szybko poszła wziąć prysznic, po czym stanęła przed swoją szafą zastanawiając się co założyć. „Co mi tam” – pomyślała biorąc pierwszą lepszą sukienkę z brzegu. Trafiła na różową, w drobne kwiatki, którą ostatni raz miała na sobie, kiedy promowała „Podziemny Krąg”. Spięła włosy w luźny kok, z którego wychodziły pojedyncze loki i nałożyła makijaż. Stwierdziła, że tym razem trochę mocniej podkreśli oczy, chociaż nigdy tego nie robiła. Kiedy stanęła gotowa przed lustrem było za dziesięć czwarta. „Jakimś cudem się wyrobiłam. – pomyślała – Na dodatek wyglądam całkiem nieźle.” Zadzwonił domofon .”Już przyjechał!”. Podbiegła do słuchawki i nacisnęła przycisk otwierający furtkę, po czym szybko poszła otworzyć drzwi. Kiedy go zobaczyła uśmiechnęła się sama do siebie. Nie był już taki zmarnowany jak wtedy, kiedy widziała go ostatnio. Teraz wyglądał promiennie, a z twarzy nie schodził mu uśmiech. Jednak nadal był ubrany na czarno i miał swoje okulary z niebieskimi szkłami.
   - Nigdy ich nie zdejmujesz? – zapytała patrząc na czarne oprawki.
   - Czasami zdarza się, że w nich śpię. – uśmiechnął się jeszcze szerzej, na co Helena zareagowała śmiechem. – Ślicznie wyglądasz. – trochę się zmieszał i odwrócił wzrok.
   - Dziękuję, jesteś milutki. Wejdź, a ja szybko pobiegnę po torebkę. – zeszła mu z drogi.
   - Ładnie tu.
   - Moja mama się ucieszy, pomagała urządzać. Z resztą mamy prawie identyczne gusty… tata sądzi, że wszystkiego tu za dużo. Ja uważam, że im większy przepych, tym lepiej. Napijesz się czegoś?
   - Nie, dziękuję.
   - To rozgość się, a ja zaraz wracam.
Wyszła, a Tim zaczął z ciekawością przechadzać się po przytulnym, trochę przeładowanym saloniku. „Ślicznie tu. – przemknęło mu przez myśl – Naprawdę ładnie.” Podszedł do komody. Przyglądał się fotografiom, na których mała Helena siedziała na kanapie z braćmi, tańczyła, szła do komunii. W oczy rzuciło mu się zdjęcie, na którym nastoletnia dziewczyna przytula mężczyznę na wózku. Wziął je do ręki i patrzył przez chwilę.
   - Co robisz? – Helena stała w drzwiach – To mój tata. – powiedziała zabierając mu fotografię i odkładając ją z powrotem na komodę. – Jest sparaliżowany.
   - Przykro mi…
   - Nie szkodzi, z tym da się żyć, a on jest silnym człowiekiem, już dawno się z tym pogodził. Jak my wszyscy.
   - Jak to się stało?
   - Wylew. Miałam trzynaście lat, moi bracia po osiemnaście i dziewiętnaście. Wtedy przestałam być dzieckiem.
Przez dłuższy czas panowała cisza. Tim nie wiedział co powiedzieć, tak bardzo jej współczuł. Wyglądała tak pięknie. „Dlaczego to spotkało właśnie ją? – pytał sam siebie.” Uśmiechnęła się, to był najbardziej uroczy uśmiech jaki w życiu widział.
   - To jak, idziemy? – zapytała.
   - Tak, jasne.
   Wsiedli do samochodu, Helena miała swoje purpurowe buty na obcasach, przez co prawie się przewróciła, natrafiając na dziurę w chodniku. I pewnie by leżała, gdyby nie Tim, który zareagował natychmiastowo i ją złapał. Przez większość drogi wpatrywała się w okno. 
   - Mogę pogłośnić? – zapytała w końcu, kiedy usłyszała, w radiu, pierwsze dźwięki „I Don’t Wanna Miss a Thing” ,w wykonaniu Aerosmith.
   - Tak, pewnie.
   - Uwielbiam to.. – powiedziała po czym zaczęła cichutko śpiewać.
Spojrzał na nią z uśmiechem. Lisa, w przeciwieństwie do samego Tima, nienawidziła tej piosenki. Wyłączała radio za każdym razem, kiedy ją słyszała. Może dlatego tak bardzo podobało mu się teraz pogłaśnianie na cały regulator. Wiedział, że jego dziewczyna wybuchłaby z wściekłości, gdyby dowiedziała się, że on jedzie sobie z Heleną Bonham Carter na imprezę z okazji zakończenia zdjęć i słucha Aerosmith.
   - Więc jednak przepuściła okazję, żeby cię pilnować. – zagadnęła Helena, kiedy piosenka się skończyła.
   - Co? A, tak, jej mama złamała nogę, ktoś musiał się nią zająć.
   - A ojciec?
   - Pracuje.
   - No tak… robiła sobie nos?
   - Nie. – zaśmiał się. – Nos nie, usta i piersi.
   - Po co?
   - Nie wiem, chyba po to, żeby się dowartościować.
   - Przykre. Ja nigdy sobie tego nie zrobię. Nawet jeśli będę bardzo stara i bardzo brzydka.
   - Nie będziesz brzydka. Jesteśmy na miejscu.
   - Świetnie. – uśmiechnęła się wysiadając.
   Weszli do restauracji, a raczej dużego, bardzo drogiego baru. Wszystko było w wystroju „Planety Małp”. Były tam rekwizyty i maski z planu.
   - Cześć! – Tim Roth ucałował Helenę i podał rękę Burtonowi. – Nie wiedziałem, że będziesz, Hellie.
   - Lubię zaskakiwać. – roześmiała się serdecznie.
   - I zawsze ci się udaje. – jak zwykle z nią flirtował.
***
   Tim naprawdę świetnie się bawił w towarzystwie swoich przyjaciół z planu. Szczególnie, kiedy ona była obok. Za każdym razem czekał tylko, aż się na niego spojrzy trochę nieprzytomnymi już, od alkoholu, oczami i zapyta czy znowu z nią zatańczy. Swoją drogą, świetnie tańczyła. Szkoda tylko, że przez większość wieczoru z Rothem. Tim go lubił, ale irytował go sposób w jaki rozmawiał z Heleną. Bezustannie ją podrywał. Jednak ona była inteligentna, pozwalała mu na to do pewnego momentu, a później spławiała jedną ciętą ripostą. Chyba nawet ją to bawiło.
   Kiedy podjechali pod jej dom była kompletnie pijana. Nie było szans na to, żeby sama weszła, musiał ją zaprowadzić. Ledwo szła, ale mówiła jak najęta i to nawet całkiem do rzeczy. Podała mu klucz, a on otworzył drzwi. Kiedy weszli do środka chciał ją puścić, ale zachwiała się i złapał ją w ostatniej chwili. „I co ja teraz z nią zrobię? – zastanawiał się – Przecież nie mogę zostawić jej tu samej w takim stanie.”
   - Cholera, ale jestem zmęczona. – wybełkotała.
   - Zaprowadzę cię do łóżka. Gdzie jest sypialnia?
   - Jakbym pamiętała to sama bym trafiła. – zaczęła się śmiać.
   - Jak to możliwe, że nawet kompletnie zalana jesteś urocza?
   - Nie wiem. – zachichotała znowu.
Kiedy znalazł już sypialnie, położył ją do łóżka i przykrył kocem. Chciał już wychodzić. Zamknął cicho drzwi od pokoju.
   - Wracaj! – usłyszał nagle zza drzwi.
   - Co się stało?
   - Nie wychodź.
   - Mam zostać dopóki nie zaśniesz?
   - Usiądź. – wskazała na fotel obok łóżka. – A teraz zostań i nie próbuj się wymykać. – szepnęła, po czym zamknęła oczy.

Chwilę później już spała, a Tim siedział na fotelu wpatrując się w nią. „Mógłbym nie spać tylko po to by słuchać jak oddychasz, patrzeć jak się uśmiechasz, gdy śpisz, gdy jesteś daleko i śnisz. – przypomniał mu się tekst I Don’t Wanna Miss a Thing.”

                                                     
                                             *Helena i Tim Roth, Cannes 2006*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz