Rozdział 4
W Londynie po raz kolejny padał deszcz. „Standard – pomyślała
Helena wychodząc do pracy – dziwić się, że Anglicy są zawsze w ponurych
nastrojach”. Była godzina 4:00 rano, 25 stycznia, to miał być pierwszy dzień na
planie „Planety Małp”. Żaden z aktorów nie był zadowolony, kiedy usłyszał, że
ma przyjść tak wcześnie, ale czekały ich jeszcze charakteryzacje. Przez dwa
tygodnie przed rozpoczęciem zdjęć wszyscy musieli uczęszczać do „Szkoły Małp”.
To było dosyć dziwne doświadczenie, ale Helenie się podobało, mimo, że nie
zdała testu końcowego. „Co za różnica. – myślała. – i tak już dostałam tę
rolę”. Wsiadła do taksówki.
***
- Cudowna pogoda! –
zadowolony Tim zamykał drzwi od domu.
-No rzeczywiście,
szczególnie te fantastyczne szare chmury i mgła. – odpowiedziała sarkastycznie
Lisa.
- Taki urok Londynu.
- Właśnie, nie
rozumiem co my tu jeszcze robimy. Nie lubię Anglii.
- A ja uwielbiam.
Tak Anglie jak i Anglików.
- Przestań, same
gbury.
- Moim zdaniem
potrafią być bardzo interesujący.
- Tak, w bardzo
interesujący sposób opowiadają o parzeniu herbaty. – skomentowała wsiadając do
samochodu.
Przez chwilę siedzieli w ciszy, a później Tim odpalił
samochód. Był zmęczony jej wiecznym narzekaniem i sposobem w jaki traktuje
wszystkich dookoła. Wydawało jej się, że jest od nich lepsza, chociaż nikt
nigdy nie wiedział w czym.
- Obiecaj mi. –
powiedział ciężko.- Obiecaj, że będziesz miła na planie.
- Spróbuję. – była
wyraźnie urażona.
Resztę drogi przebyli w milczeniu.
***
Helena siedziała przed
lustrem.
- Albo ta
charakteryzacja jest genialna, albo ja naprawdę przypominam małpę. –
zachichotała.
- I jedno i drugie.
– odpowiedział z uśmiechem Tim Roth, którym teraz zajmowali się
charakteryzatorzy.
- Powinnam uznać to
za komplement?
- Ja w twoją stronę
potrafię kierować tylko komplementy, Helena.
- Przypomnę ci to
wtedy, kiedy będę wyglądała naprawdę źle. – zażartowała wychodząc z garderoby.
– Och, przepraszam! – uderzyła kogoś drzwiami.
- Nic się nie
stało. – wybełkotał Burton poprawiając swoje okulary z niebieskimi szkłami.
Helena oniemiała: „Dlaczego zawsze muszę wpadać na kogoś na
kogo chciałabym wpaść najmniej?” – pomyślała nerwowo. Tim dopiero teraz
zorientował się od kogo dostał. Stał przez chwilę patrząc się na nią z wielkimi
oczami i otwartymi ustami.
- Chcę mieć z tobą
dom. – wypalił niespodziewanie.
- Słucham? – skrzywiła
się lekko wybałuszając oczy. Mało brakowało, a wybuchłaby śmiechem.
- No właśnie,
powiedz co dokładniej miałeś na myśli, Tim. – Lisa dopiero teraz wyszła zza
pleców narzeczonego.
- Nieważne. –
czmychnął obok Heleny najszybciej jak potrafił.
Wszedł do swojej garderoby, odwiesił płaszcz, usiadł na
fotelu i wziął do ręki scenariusz, nerwowo mierzwiąc włosy.
- Możesz mi, do
cholery, powiedzieć co to miało znaczyć?! – Lisa z hukiem trzasnęła drzwiami.
- Uspokój się.
- Ja mam się
uspokoić?! JA mam się uspokoić?! Nie, nie uspokoję się dopóki nie dowiem się co
miałeś na myśli.
- Nic nie miałem,
ona po prostu idealnie pasuje do tej roli.
- Mówiłeś, że nie
chciała grać w tym filmie.
- Nie, że nie
chciała, tylko, że nie mogła.
- W takim razie co
tu robi?
- Nie wiem, po
prostu przyszła na casting, a my ją przyjęliśmy, daj sobie z tym spokój, za pół
roku skończymy film i już nigdy jej nie zobaczysz.
Po tych słowach poczuł się nieswojo, ale Lisa najwyraźniej
odpuściła, bo usiadła przed lustrem i zaczęła tuszować rzęsy. „Już nigdy jej
nie zobaczę” – powtórzył w myślach wpatrując się w scenariusz.
- O której zaczynamy
zdjęcia? – odłożyła tusz.
- O 8:00. Jeszcze
niecała godzina.
- Ja dzisiaj gram?
- A masz
charakteryzację? – Tim spojrzał na nią z drwiącym uśmiechem.
- No nie… ale zawsze
mogę zagrać po przerwie na lunch.
- Nie, dzisiaj nie
grasz.
Przez dłuższy czas siedzieli w ciszy. Tim zajął się drobnymi
poprawkami w scenariuszu, żeby bardziej oddawał jego wizję, a Lisa, jak zwykle,
zajęta była sobą samą i przeglądaniem się w lustrze.
Przed 8:00 wszyscy
byli już na swoich miejscach, a Tim omawiał z aktorami pierwszą scenę, którą
mieli nagrać.
- Mam nadzieję, że
wszyscy wiedzą co mają robić? – zakończył.
- Tak jest, panie
reżyserze! – odpowiedzieli, żartobliwie, chórem aktorzy.
- Helena! – Tim Roth
odciągnął ją na bok. – Zdałaś ten test? Wiesz ten ze szkoły małp. – zapytał
cicho.
- Nie… -
odpowiedziała niepewnie. – A ty?
- No właśnie,
cholera, też nie. Myślisz, że się połapią?
- Nie no, co ty!
Chyba, że będą sprawdzać dyplomy… - spojrzała na niego z udawanym przerażeniem.
- Jasna cholera!
Leżymy, wyrzucą nas!
- Tim, żartowałam. –
roześmiała się. – Tam nie było żadnych dyplomów. – spojrzała na niego
przepraszająco.
- Dzięki, Helena,
wielkie dzięki, ty zawsze wiesz co powiedzieć. – jego ton był bardzo
sarkastyczny.
- Służę pomocą. –
pokazała zęby w szerokim uśmiechu.
- Swoją drogą,
głupio wyglądamy, nie?
- Nie, czemu? To
całkiem fajne.
- Wiesz co? Ty chyba
naprawdę masz coś z tej małpy.
- Wszyscy mi to
mówią, więc pewnie tak.
***
W przerwie na lunch Helena wyszła razem z Timem i Markiem
Wahlbergiem.
- Dobra, to gdzie
idziemy? – Mark spojrzał na towarzyszy.
- Nie wiem, ale jestem
głodny i zjadłbym sobie chińszczyznę, znacie jakąś dobrą restauracje?
- Ty zawsze jesteś
głodny, Tim. – skomentowała, trochę złośliwie, Helena. – Dziwne, że jeszcze
jako tako trzymasz formę.
- Ja ćwiczę! Patrz,
przecież po mnie widać, jestem umięśniony.
- No, jak na niecałe
metr siedemdziesiąt. – Mark uśmiechnął się pod nosem, a Helena nie powstrzymała
śmiechu.
- A śmiejcie się,
szczególnie ty, Hellie, przy swoim metr pięćdziesiąt pięć.
- Metr pięćdziesiąt
siedem! – spojrzała na niego z wyrzutem.
- No, powiedzmy…
Pamiętaj, że przy takim niskim wzroście trzeba pilnować wagi.
- No wiesz?!
- Nie martw się,
Tim, zamówimy jej sałatkę. – odpowiedział rozbawiony Mark.
- Jesteście wredni.
- Nie jesteśmy! My
po prostu się martwimy.
- Takie kity to
możesz wciskać swojej dziewczynie.
- A ja nie mam dziewczyny.
– Tim uśmiechnął się kpiąco.
- W twoim przypadku,
żonie. – skwitowała.
- No stary, to cię
zgasiła. – Mark poklepał go po plecach, a ten posłał mu ciężkie spojrzenie.
W końcu trafili do
chińskiej restauracji. Złożyli zamówienie i gawędzili czekając na jedzenie.
Nagle drzwi się otworzyły i weszła Lisa Marie, a zaraz za nią Burton.
- Fantastycznie. –
westchnęła ciężko Helena opierając czoło na dłoni. – On mnie chyba śledzi.
Jakby nie dosyć było, że to mój chwilowy szef.
- Jak pech to pech.
– roześmiał się Tim.
- Ja już naprawdę
nie mogę normalnie wyjść z domu, żeby go nie spotkać. To się robi irytujące. I
jeszcze ta cała Lisa. Chodząca góra plastiku, która tylko wszystkich mierzy
gardzącym spojrzeniem, albo niepotrzebnie się odzywa. No, żeby jeszcze miała
coś mądrego do powiedzenia.
- Oj, tak, ona
zdecydowanie nie jest osobą, z którą chciałbym utknąć w windzie. Typowa zołza,
zakochana w sobie, cały czas skupia się na własnych potrzebach, potrafi być
miła i słodka po to, żeby tylko uśpić czyjąś czujność, a potem : bum! Znowu
zamienia się w złośliwą, wredną jędze. Nie wiem co on w niej widzi.
- A ja wiem, ale nie
powiem tego na głos. – roześmiał się Mark.
- Ty to jednak
jeszcze dzieciak jesteś. – Tim potargał mu włosy.
- Ile ty masz w
ogóle lat? – Helena spojrzała na niego unosząc brwi.
- Dwadzieścia
dziewięć. – uśmiechnął się. – A teraz ty mi powiedz ile ty masz.
- Cholera, nie
powiem ci, przez ciebie poczułam się strasznie staro… ale chyba nie masz
dzieci, nie?
- Nie. – spojrzał na
nią z lekkim zdziwieniem.
- Kamień z serca. –
zaśmiała się.
- Ja za to mam, a
co? – Tim spojrzał na nią pytająco.
- Ty sobie możesz,
jesteś ode mnie pięć lat starszy. – roześmiała się.
- Aaaa, rozumiem,
kompleks starej panny, tak?
- Nie jestem starą
panną, jestem singielką. Poza tym wcale nie jestem stara.
- Młoda też nie jes…
- nie zdążył dokończyć, bo dostał mocnego kopniaka w kostkę, pod stołem. – Ała!
To boli. – powiedział krzywiąc się i śmiejąc jednocześnie.
- Miało boleć. – uśmiechnęła się złośliwie. – Chyba
o nas mówią.
- Skąd wiesz?
- Bo Lisie nikt
nigdy nie powiedział, że jak się komuś obrabia tyłek to się na niego perfidnie
nie patrzy.
- Ładnie to ujęłaś.
- Dzięki… Burton się
odwrócił. Jezu, wstał, idzie do nas. – mówiła coraz ciszej.
- Może się do nas
przysiądziecie? – powiedział trochę się jąkając.
- Nie możemy, już
zamówiliśmy jedzenie na ten stolik. – powiedziała Helena najszybciej jak
potrafiła.
- Ach, oczywiście,
przepraszam, że się narzuciłem.
- Nie, nie
narzuciłeś się… gdybyśmy jeszcze nie zamówili, to z wielką chęcią byśmy z wami
usiedli. – Mark starał się ratować sytuację.
- No nic, szkoda. –
Tim Burton uśmiechnął się delikatnie i wrócił do swojego stolika.
- Szybko zainterweniowaliście.
Dzięki Bogu… - Tim Roth uśmiechnął się do nich.
- Z samym Timem
jeszcze zdecydowałbym się usiąść, ale nie z nią.
- No nie wiem, on jest
trochę… inny, nie sądzicie? – Helena spojrzała na nich lekko unosząc brwi.
- Jest specyficzny,
ale ja tam go lubię.
- Ja niby też nic do
niego nie mam, jednak jest w nim coś co mnie niepokoi.
- Oj, przesadzasz.
- Nie przesadzam, po
prostu nie wiem jak się przy nim zachować.
- Z czasem
przywykniesz.
- Mam nadzieję, będę
musiała pracować z nim przez kolejne pół roku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz