poniedziałek, 2 września 2013

Rozdział 9

   Jej biała suknia powiewała na lekkim wietrze, a na twarz wpadały niesforne, jak zawsze, loki. Szła po pięknej plaży, po złocistym piasku patrząc na błękitne morze. Z daleka widziała ołtarz i jego – najwspanialszego człowieka na ziemi, inteligentnego, utalentowanego, jej przyszłego męża. Przyspieszyła kroku. Chciała jak najszybciej stać już obok niego, chciała, żeby już było po wszystkim, żeby mieli już na palcach obrączki i mogli zacząć wspólne życie. „Helena Burton…- myślała - …nie, to nie brzmi dobrze, chyba jednak zostanę przy nazwisku panieńskim.” Szła teraz już bardzo szybko, ale było jej coraz trudniej się poruszać, bukiet niebieskich róż stawał się coraz cięższy, a obcasy wbijały się w piasek utrudniając chodzenie. Wiatr był coraz silniejszy, unosił piach, który wpadał jej do oczu. Nagle jej wybranek zaczął się oddalać, szedł w drugą stronę, a ona coraz słabiej widziała.
   - Tim! – krzyczała rozpaczliwie, ale on jej już nie słyszał.
Obok niej zaczęły robić się wielkie wiry piaskowe, zebrały się chmury i rozpoczęła się burza. Morze nie było już błękitne, ale prawie czarne, a fale mierzyły około metra. Helena się przewróciła, a jedna z nich ją przykryła. Zadławiła się wodą i wstała. Zdjęła buty i zaczęła biec, ale poczuła, że traci grunt pod nogami, zorientowała się, że jest w wodzie, chociaż nie wiedziała jak i dlaczego. Coś ciężkiego pociągnęło ją na dno, Helena próbowała wypłynąć na powierzchnię, ale nie mogła, coś ją trzymało. Spojrzała w dół. Lisa! Zaczęła się szarpać i wyrywać, ale tamta ściągała ją coraz głębiej , aż w końcu zabrakło jej powietrza. Zrobiło jej się słabo, a przed oczami coraz ciemniej.
   - Nie!
Podniosła się gwałtownie i ujrzała swoją sypialnie. „Co jest ze mną nie tak?! – pomyślała. – To nie jest normalne. W życiu nie miałam tak chorego snu.” Zakryła oczy dłońmi i wzięła kilka głębokich oddechów, żeby się uspokoić. Położyła się znowu i patrzyła na sufit. Bardzo chciała, żeby Tim z nią był. Przewróciła się na bok, a łzy napłynęły jej do oczu. Nie wiedziała dlaczego płacze, próbowała się powstrzymać, ale coś jej na to nie pozwalało. Wtuliła twarz w poduszkę i rozpłakała się na dobre.
   - Dlaczego zawsze to robię? Po raz kolejny chciałabym angażować się w coś co od początku jest skazane na porażkę. – szeptała.
Nie mogła już zasnąć, więc zeszła do kuchni i zrobiła herbatę. Włączyła telewizor, natrafiła na serial BBC, „Moja Rodzinka”, siedziała wpatrując się w ekran popijając mocnego Earl Greya. Chociaż na chwilę udało jej się przyciszyć, przepełniony bólem i tęsknotą, krzyk serca.

***
   - Cześć słoneczko! – Helena podniosła Matildę, która zarzuciła jej małe rączki na szyję.
   - Mogę ją u ciebie zostawić na kilka godzi? Musimy załatwić parę spraw, Fred i Rosie zostali sami, ale małej wolałbym z nimi nie zostawiać. Wiesz jak jest. – Virginia, żona Thomasa, zrobiła bezradną minę.
   - Jasne, nie ma sprawy. – uśmiechnęła się do bratowej.
   - Dzięki, nie wiem co byśmy bez ciebie zrobili.
   - Pewnie zatrudnili byście niańkę. Leć już, bo się spóźnicie.
   - Tak, prawda. Pa kochanie. – ucałowała córeczkę i wyszła.
   - To co robimy, hm? – postawiła dziewczynkę na podłodze.
   - Rysujemy!
   - Ja nie umiem rysować, ale mogę znaleźć ci jakieś kredki i popatrzę jak ty rysujesz, OK?
   - Dobrze! – dziewczynka entuzjastycznie pobiegła do kuchni.
   Kilka minut później obie siedziały przy stole w salonie, a Matilda tworzyła coś, wyglądającego bardzo interesująco, na kartce papieru. Z zapałem zmieniała kredki i nanosiła różnorodne kolory na obrazek.
   - Ślicznie, kochanie. – Helena pogłaskała ją po główce. – Poczekaj chwilę, zaraz wracam. – powiedziała gdy zadzwonił telefon.
   - Halo? – stała w przedpokoju.
   - Jesteś bardzo zajęta?
   - Czemu pytasz?
   - Chciałem się z tobą spotkać.
   - Co robi Lisa?
   - Nie wiem, pokłóciliśmy się. Znowu.
   - Zajmuję się bratanicą, ale możesz do mnie wpaść, oczywiście jeśli nie masz nic przeciwko towarzystwu trzylatki.
   - Jasne, że nie mam. – jego głos poweselał. – Wsiadam w samochód i już jadę.
   - W takim razie ja czekam.
   - Czekaj, postaram się być jak najszybciej. – rozłączył się.
   - Mati, pamiętasz tego pana, którego ostatnio u mnie poznałaś?
   - Tego, co miał fajne okulary? – wyszczebiotała.
   - Tak, właśnie tego. – rozbawiły ją słowa dziecka. – Zaraz tu przyjdzie, dobrze?
   - Ehe. A będę mogła okulary?
   - Jeśli pan się zgodzi to tak.
   Dwadzieścia minut później usłyszała samochód na podjeździe.
    - Zaraz wracam, rysuj sobie.
Wyszła przed dom i otworzyła furtkę.
   - Trochę ci to zajęło. – oparła się o murek.
   - Przepraszam. Gdybym mógł to dotarłbym w dziesięć sekund, ale to niemożliwe. – podszedł tak blisko, że prawie się stykali i uśmiechnął się lekko.
   - Szkoda. – odwróciła się i ruszyła w kierunku drzwi. – Idziesz?
   - Tak, idę, już idę.
Kiedy weszli do kuchni Matilda spojrzała na niego wesoło.
   - Dzień dobry.
   - Dzień dobry. – odpowiedział czule.
   - Pożyczysz okulary? – wypaliła prosto z mostu.
   - Oczywiście, że tak. – zdjął je i podał dziewczynce.
   - Dziękuję! – założyła je, co prawda zakrywały jej pół twarzy i co chwilę się zsuwały, ale mała była zachwycona.
   - Co tam rysujesz?
   - Ciocię.
   - Pokaż. – usiadł obok. – Ślicznie! Rysujesz lepiej ode mnie.
   - Lubisz rysować?
   - Pewnie!
   - A narysujesz coś? – podsunęła mu kartkę z uroczym uśmiechem.
   - Czemu nie? – wziął czarną kredkę.
   - Nie wiedziałam, że rysujesz. – Helena zajrzała mu przez ramię.
   - Od tego zaczynałem. Tworzyłem animacje dla Disneya.
   - To mnie zaskoczyłeś… znowu. – oparła dłonie o jego ramiona.
   - Jeszcze nie raz będę cię zaskakiwał. – roześmiał się.
   - Na to liczę.
   - Bardzo ładnie wyglądasz. – spojrzał w górę, żeby się jej przyjrzeć.
   - Dziękuję, ty też. – zaśmiała się.
   - Nie żartuj.
   - Nie żartuje. Dzisiaj nawet nie masz aż takich cieni pod oczami jak zwykle.
   - Ach. To pewnie dlatego, że udało mi się w nocy zasnąć.
   - A mnie akurat dzisiaj nie… ale jak to „udało ci się” ?
   - Cierpię na bezsenność. Ogólnie to faszeruje się lekami nasennymi, ale nie zawsze pomagają. Masz może farby?
   - Tu są! – Matilda podsunęła pudełeczko.
   - Dziękuję, słoneczko.
   - Kolejna rzecz jakiej się o tobie dowiaduję. – Helena wróciła do tematu.
   - A ty czemu nie mogłaś spać? – kontynuował nanosząc farby.
   - Śniły mi się jakieś koszmary.
   - Jakie?
   - Głupoty, nie warto opowiadać. Skończyłeś? – starała się jak najszybciej zmienić temat, nie chciała, żeby dowiedział się o tym, że w jej snach jest jej narzeczonym.
   - Już prawie.
   - To ja? – nachyliła się nad rysunkiem.
   - Tak jest. Mam nadzieję, że się nie obrazisz.
   - Obrazić się? To jest fantastyczne!
   - Myślisz? – zaśmiał się.
   - Nie kłamałabym. Uwielbiam wszystko co jest inne i oryginalne. Ten rysunek na pewno nie jest typowy.
   - Nie wiem czy zauważyłaś, ale ja w ogóle nie jestem typowy.
   - Przecież już tyle razy mówiłam, że cię lubię. – uśmiechnęła się promiennie, opierając się o stół tak, że jej twarz była obok jego twarzy.           
   - To lubimy się ze wzajemnością.
   - Będziesz mężem cioci? – wypaliła niespodziewanie dziewczynka.
   - Matilda! – Helena spojrzała na nią z oburzeniem.
   - Niestety, raczej nie. – posłał dziewczynce uśmiech.
   - Szkoda, lubię cię.
   - Ja ciebie też.
   - A ciocię?
   - Ciocię też. Nawet bardzo.
   - To czemu nie będziesz jej mężem?
   - To skomplikowane, kiedyś ci wytłumaczę. – westchnęła Helena.
   - Obejrzymy film? – mała odłożyła przybory do rysowania.
   - Jaki?
   - Ty wybierz.
   - Może „Miasteczko Halloween” ? – spojrzała dyskretnie na Tima.
   - Tak!
   - A nie będzie się po tym bała? – zapytał Burton z niepokojem.
   - Widziała to dobre siedem razy. – roześmiała się.
   - Naprawdę? – uniósł brwi z zaskoczeniem, a Matlida pokiwała głową z zapałem. – I chcesz to obejrzeć jeszcze raz?
   - Tak! – dziewczynka podbiegła, złapała go za rękę i zaczęła ciągnąć w stronę salonu. – No chodź! Mamy to na płycie! A ty to lubisz?
   - Można by tak powiedzieć.
   - No to chodź!
   - Helena…?
   - Już idę. – rozczulił ją widok Tima z dzieckiem, o którym zawsze marzył, ale nic nie powiedziała.


***
   - …ale zadzwoń jak wrócisz.
   - Tak, tak, wiem, ale teraz naprawdę muszę już się szykować. Pa, mamo. – rozłączyła się szybko, żeby matka nie zdążyła zacząć następnego monologu.
   - To co robimy z włosami. – Maya, jej fryzjerka, kosmetyczka oraz przyjaciółka, posadziła ją na fotelu.
    - Nie wiem, rób co chcesz.
    - Mogę je wyprostować?
    - Będę wyglądała dziwnie. – zaśmiała się – Ale w sumie, czemu nie?
    - Jeszcze je trochę przedłużymy.
   - OK… ile mamy czasu?
   - Premiera jest o 16, tak? To jeszcze ponad prawie siedem godzin, powinnyśmy się wyrobić.
    - W kółko te premiery i premiery… Jakby nie można było zrobić jednej światowej zamiast dziesięciu w różnych krajach.
    - Najważniejsze są Londyńska i Amerykańska.
   - Jedną już mam, na szczęście, za sobą. Jeszcze Amerykańska. No, ostatecznie Paryska, też jest dosyć ważna. Na resztę chyba nie przyjdę.
   - Ach, Paryż, Paryż. Uwielbiam to miasto.
   - Ja też. – Helena uśmiechnęła się na samą myśl. – Szkoda tylko, że Smith uprzykrzy mi tam życie.
    - Dasz radę.
   - Wiem. Jednak wolałabym, żeby jej tam nie było.
   - Dzisiaj będziesz miała przezroczystą kieckę, na pewno ją przebijesz. – parsknęła śmiechem.
   - Chyba, że ona przyjdzie w samej bieliźnie. W sumie to nie byłoby nic nowego.
   - On chyba nie za bardzo ją kocha, co?
   - Nie. Chyba nie.
   - Lepiej dla ciebie.
   - Przestań! Nie mów tak. I tak mam na czole naklejkę : „ROZBIJA ZWIĄZKI”, nie mam zamiaru utwierdzać wszystkich w tym przekonaniu.
   - Czyli już do końca życia będziesz do niego wzdychać z daleka?
   - Nie. Tylko do czasu, aż ją rzuci.
   - To niech to zrobi teraz.
   - Ja mu tego nie powiem.
   - Jak tam sobie chcesz.

***
   - Szybciej, musimy już wychodzić.
   - No przecież już idę.
   - Zawsze musisz się tak grzebać?
    - Największe gwiazdy zawsze się spóźniają, Timi.
   - Czyli Helena będzie później? Szkoda.
   - Co ty powiedziałeś? – Lisa spojrzała na niego z wściekłością.
   - To, że Helena jest jedyną aktorką w tym filmie, która miała nominację do Oscara.
   - A jednak go nie dostała. – uśmiechnęła się wrednie
   - Koniec, wychodzimy.
***
   - Hellie… łał, zaskoczyłaś mnie. – Mark zrobił wielkie oczy.
   - Mnie też i wyglądasz fantastycznie. – wtrącił się Roth.
   - Dziękuję. – uśmiechnęła się. – Tim i Lisa już przyjechali?
   - Aaaa i tu jest pies pogrzebany! – Tim Roth wyszczerzył zęby.
   - Nie wiem o co ci chodzi.
    - Chcesz być od niej lepsza? Niepotrzebnie. Nie miałaby z tobą szans nawet jakbyś miała na sobie worek.– Mark zmierzył ją od góry do dołu. – Co nie zmienia faktu, że fajna ta sukienka.
   - Cieszę się, że ci się podoba.
   - O, spójrzcie, przyjechali.
   - Nareszcie! – odwróciła się gwałtownie i posłała uroczy uśmiech Timowi, a, po chwili, gardzące spojrzenie Lisie.
   - Myślałem, że się spóźnisz.
   - Słucham?
   - Nie, nieważne. – roześmiał się.
   - Chodźmy, paparazzi czekają, Tim.
   - Tak, chodźmy. Chodź, Helena.
   - Może lepiej nie.
   - Nalegam. – wyciągnął do niej dłoń, na co Lisa zareagowała szybkim szarpnięciem go w drugą stronę.
    - Skoro nalegasz. – Helena spojrzała przelotnie na czerwoną z oburzenia dziewczynę Tima.
Robienie zdjęć trwało kilkadziesiąt sekund, po czym Tim szybko odszedł, żeby porozmawiać z Markiem, a Helena i Lisa zostały same przed fotoreporterami, którzy dalej robili im zdjęcia. Smith wdzięczyła się do aparatów, a Hellie zaczęła się rozglądać w poszukiwaniu Tima, kiedy już znalazła go wśród tłumu, natychmiast do niego podbiegła.
   - Chodź, jest zajęta pozowaniem. – ze śmiechem pociągnęła go w stronę ulicy.
Przystanęli na chodniku poza czerwonym dywanem.
   - Co? – parsknął śmiechem.
   - Skorzystałam z okazji, żeby cię przed nią uratować. – uśmiechnęła się szeroko.
   - W takim razie dziękuję.
   - Matilda w kółko o tobie mówi.
   - To dobrze?
   - Dla mnie? Owszem.
   - Fantastyczna sukienka. Ale buty bym zmienił. – roześmiał się.
   - Chcesz być moim stylistą? – pojrzała na niego kpiąco.
   - Lepiej, żeby nie.
   - Ale za to ja mogłabym być twoją stylistką.
   - Naprawdę? A co byś zmieniła?
   -  Wniosła bym trochę koloru…
   - Tak jak do mojego życia?
   - Tak… właśnie tak. – uśmiechnęła się promiennie.
   - Pozwolę ci wybrać mi koszulę na premierę w Paryżu.
   - Tak! Nie mogę się doczekać, aż wyciągnę cię z tej czerni.
   - Możesz wyciągnąć mnie z niej na stałe. – spojrzał jej w oczy.
   - Spróbuję. – pocałowała go w policzek. – A teraz musimy już chyba iść. Jak Lisa się dowie, że specjalnie ją tam zostawiliśmy to zamieni ten wieczór w piekło.
   - Racja, chodźmy.
   - Gdzie wy byliście?! – krzyknęła Lisa Marie, kiedy już wrócili na czerwony dywan.
   - Cały czas rozmawialiśmy z Markiem.
   - Mark! Przez cały czas z tobą byli? – zapytała, a Helena spojrzała na mężczyznę ze znaczącą miną.
   - Yyyy, tak, a czemu?

   - Nie, nic. – odpowiedziała z kwaśną miną, a Helena uśmiechnęła się z satysfakcją.


                                        *Helena, Tim, Lisa, 2001*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz