Rozdział 8
- Nie mówiłeś, że
jej ojciec jeździ na wózku. – Lisa wyglądała przez okno limuzyny, która właśnie
podjeżdżała pod czerwony dywan.
- Jest sparaliżowany
po wylewie. Musimy wysiadać.
- Od dawna?
- Helena miała chyba
trzynaście lat, nie jestem pewien. Wysiadaj. – spojrzał na nią, wyglądała
dziwnie, patrzyła smutno w ziemię. - Chyba nie powiesz mi, że nagle odezwało
się w tobie współczucie?
- Po prostu… ona
chyba nie miała za lekkiego życia, nie?
- Co cię to
interesuje? Nie znosisz jej.
- Przestań, mówisz
tak jakbym nie miała żadnych uczuć.
- Nigdy jakoś nie
okazywałaś dobroci serca… a już na pewno nie w stosunku do niej. I wysiądź
wreszcie, bo jedzie następny samochód!
- Już, już. –
otworzyła drzwi.
- Edward! – Elena machnęła do syna. – Chodź!
- Wolałbym nie,
później zapozuję na kilka zdjęć.
- No dobrze, jak
chcesz.
- Tim! – Helena
pomachała mu wesoło. – Cześć, Lisa. – kontynuowała mniej entuzjastycznie.
- Cześć. – mina
Smith świadczyła o tym, że już przeszło jej współczucie, a wróciła nienawiść do
Bonham Carter.
- Mamo, tato! To
właśnie jest Tim… a to jego dziewczyna, Lisa.
- Dzień dobry. – Tim
lekko się uśmiechnął, a Lisa tylko kiwnęła głową na powitanie.
- Witam! Moja córka
twierdzi, że jesteś geniuszem, miło spotkać obiekt jej zachwytu. – Elena podała
dłoń Timowi, a Lisa automatycznie spojrzała na Helenę z zawiścią.
- Więc twierdzisz,
że MÓJ NARZECZONY… - wypowiedziała bardzo wyraźnie z naciskiem. - …jest
geniuszem?
- Tak, tak sądzę. –
odpowiedziała Hellie bez entuzjazmu.
- To dobrze. –
zrobiła kilka kroków w jej stronę. – Kennethowi Branaghowi też tak mówiłaś? – uśmiechnęła
się złośliwie.
- Słucham?
- Pytam czy jego też
tak czarowałaś.
- Odwal się.
- A co mówiłaś
Emmie? Wspominałaś jej o tym jakiego ma wspaniałego męża i jak to jej
zazdrościsz? – uniosła jedną brew. – A może udawałaś, że w ogóle go nie lubisz
co? Żeby uśpić jej czujność…
- Co ty możesz
wiedzieć?
- Jako partnerka
twojego „obiektu zachwytu”? Mogę wiedzieć bardzo wiele.
- Widzę, że bardzo
wyszczekana narzeczona się panu trafiła. – Elena głośno skierowała słowa do
Burtona.
- Niech się pani nie
wtrąca. – Lisa spojrzała na nią z pogardą.
- Rozmawiasz z moją
córką w mojej obecności, więc licz się z tym, że będę się wtrącać.
- Cóż, jaka matka
taka córka, wcinanie się pomiędzy dwoje ludzi to wasz talent rodzinny? …
- Zamknij się. – wycedziła, wściekła już, Helena.
- Zamknij się. – wycedziła, wściekła już, Helena.
-… a może pani też
odbijała mężów innym?
- Ostrzegam cię
jeszcze raz.
- Cała rodzina jest
taka puszczalska? – po tym zdaniu dostała w twarz od Heleny, która dopiero po
chwili zorientowała się, że ją uderzyła.
- Chodź mamo,
idziemy. – pchnęła wózek ojca, który nie odezwał się przez cały czas ani
słowem.
- Ale jej przywaliłaś.
–Thomas dopiero teraz podszedł, całe zdarzenie obserwował z daleka razem z
Edwardem. – O co poszło?
- Obraziła naszą
rodzinę.
- A twoja kochana
siostra się wstawiła. Powinniśmy wszyscy jej podziękować.
- Dzięki, siostra. –
odezwał się Ed. – Ale tak szczerze… wcale nie chodzi o naszą rodzinę, prawda?
- Ja wcale nie
chciałam się kłócić, to ona zaczęła. Naprawdę trzymałam nerwy na wodzy, ale
przegięła wspominając o naszej rodzinie! Nikt nie ma takiego prawa. – w jej
oczach można było dostrzec łzy.
- Dobrze, już
dobrze. – Edward objął młodszą siostrę. – Uspokój się.
- Cieszę się, że ją
uderzyłaś. – odezwał się nagle Raymond.
- To dobrze, że mnie
popierasz. – Helena uśmiechnęła się przez łzy.
- Należało się
zołzie. Jesteś za dobra, żeby w ogóle z nią rozmawiać.
- Tim na to nie
zasłużył. To jest naprawdę fantastyczny człowiek.
- Wiemy, Hellie, że
go uwielbiasz. – Thomas pocałował ją w czoło.
- To nie jest kwesta
uwielbienia! Jakbyś go lepiej poznał to byś zobaczył.
- Mówiłaś mu to?
- Co?
- Że jest
fantastycznym człowiekiem.
- Czemu miałabym mu
to mówić? Mówiłam mu wiele innych rzeczy.
- Nie wiem czemu,
ale może powinnaś.
- Może kiedyś
powiem.
***
- Ta suka mnie
uderzyła!
- Bo przegięłaś i to
o tysiąckroć! O co ci chodziło? Chciałaś się na niej wyżyć? Zemścić się za coś?
Jak tak to za co?! Bo ja naprawdę nie wiem!
- Czy ty nie widzisz
co ona robi?! Próbuje cię uwieść! A ty jesteś na to ślepy… a może ty chcesz,
żeby cię uwodziła co?
- Lisa, chcesz się
pokłócić? Jest ci to potrzebne?
- Może tak!
- Ale mnie nie jest.
Pójdziesz ją przeprosić, czy ja mam to zrobić za ciebie?
- Ja mam ją
przepraszać? Ona mnie uderzy…
- Tak! Ty nazwałaś
ją puszczalską, obraziłaś jej matkę, obraziłaś resztę jej rodziny i ty masz iść
przeprosić. Ona tylko impulsywnie zareagowała i miała do tego pełne prawo!
- Dobra. Zrobię to
tylko i wyłącznie dla świętego spokoju.
***
- Helena!
- Chcesz powiedzieć,
że zapomniałaś wyśmiać mojego stroju czy co? – rzuciła gniewnie.
- Przepraszam.
- Tim ci kazał?
- Szczerze? Tak. Ale
ok, przegięłam i przepraszam. – podeszła bliżej, teraz stały ze sobą twarzą w
twarz, bardzo blisko. – Ale ostrzegam cię, nie radziłabym zbliżać się do Tima.
- Dlaczego? Bo
zostałabyś bez grosza? Nie zasługujesz na niego.
- Ale z nim jestem,
więc się usuń.
- Przez ciebie jest
nieszczęśliwy!
- Ho, ho, a z tobą
niby byłby szczęśliwy? Uważaj, bo pęknę ze śmiechu.
- Nie masz sumienia.
Masz gdzieś to, że marnujesz mu życie.
- Ach, rozumiem,
chciałabyś pobawić się w super bohaterkę i go uratować? Wybawić go z opresji,
tak? Słodka jesteś. Szkoda, że taka naiwna. – po tych słowach odwróciła się i
odeszła.
- Czego ona znowu od
ciebie chciała? – zaniepokoił się Edward.
- Przyszła
przeprosić.
- I przeprosiła?
- Najpierw tak.
Przez chwilę nawet jej wierzyłam… - spojrzała na niego przerażonymi,
przeszklonymi oczami. – Ja go chyba kocham Eddie.
- Wiem, Hellie,
wszyscy to wiedzieliśmy.
- Skąd?
- Jesteśmy twoją
rodziną. To widać. A teraz chodź, bo zaraz zaczyna się film. – objął ją
ramieniem.
***
- Słaby ten film. –
Roth zaczepił Helenę po seansie. – Jedyną zaletą była Helena Bonham Carter,
kojarzy pani? – uśmiechnął się uroczo.
- Przestań mi
słodzić. – odwzajemniła uśmiech. – Na pewno nie pomogłam temu filmowi, może
nawet przeciwnie.
- O nie, ty nie
mogłabyś zaszkodzić żadnemu filmowi, bo po prostu przyjemnie się na ciebie patrzy.
- Nawet jeśli spod
warstw lateksowej maski nie widać mi twarzy? – spojrzała na niego z cwaniackim
uśmiechem.
- Tak, nawet wtedy.
Było widać twoje piękne oczy. – położył
nacisk na przymiotnik.
- Ciebie można było
poznać tylko po wrednym uśmiechu.
- Tak jak naszą
cudowną Lisę Marie Smith. – parsknął śmiechem.
- Przestań, nawet mi
nic nie mów.
- Podobno uderzyłaś
ją w twarz! To prawda?
- Sprowokowała mnie.
- Czyli jednak tak
było? – zwijał się. – A ja głupi myślałem, że to czyjś wymysł!
- Daj spokój.
- Ale to jest
zabawne.
- Nie, nie jest.
- Ale było jak się
stało obok. – odezwał się nagle Burton, który stanął za nimi.
- Timi! Długo tu stoisz? – Helena lekko się speszyła.
- Timi! Długo tu stoisz? – Helena lekko się speszyła.
- Nie, tylko od
momentu „Podobno ją uderzyłaś”. – zaśmiał się.
- Nie powinieneś
czasem stanąć w jej obronie? – Roth spojrzał na niego badawczo.
- To, że z nią
mieszkam od 10 lat nie znaczy, że zawsze muszę się z nią zgadzać.
- Oczywiście, że
nie, wybacz. – uniósł dłonie w przepraszającym geście. – To ja idę do
samochodu, nie mogę się już doczekać „after party”. Jedziesz ze mną, Hellie?
- Jedzie ze mną.
- A Lisa? – Helena
spojrzała na Burtona z przerażeniem.
- Pojechała już do
domu. A twoja rodzina?
- Też pojechali.
- Czyli jedzie ze
mną. – skierował słowa do Rotha.
- Tak jest, panie
reżyserze! – mrugnął okiem i odszedł.
Oni również się oddalili w kierunku samochodu. Tim jeździł czarnym
mercedesem. Uwielbiała to auto. Uwielbiała odkąd pierwszy raz do niego wsiadła.
Jednak powodem uwielbienia nie było to, że był wygodny, powodem był właściciel.
- Włącz radio. –
spojrzała się na niego radośnie. – Zanim tam dojedziemy minie dobre dwadzieścia
minut.
- Już… uwielbiam to.
– po naciśnięciu guzika w głośnikach zabrzmiała Metalica w utworze „Nothing
else matters”. – Fantastyczny utwór.
- Tu się zgodzę. –
patrzyła w niego jak w obrazek.
- Co? – spytał w
końcu z rozbawieniem.
- Nie, nic… po
prostu lubię patrzeć jak prowadzisz. –
nie oderwała od niego wzroku.
- Chciałbym móc
teraz jakoś sensownie odpowiedzieć, ale chyba mnie zatkało, więc wybacz, ale
powiem tylko, że chyba jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało… wiem,
jesteśmy tylko bardzo dobrymi znajomymi, ale wniosłaś trochę koloru do mojego
życia. I przez ciebie zacząłem sądzić, że „siedem rzeczy za dużo” dodaje uroku.
Jeśli wiesz co mam na myśli.
- Mój dom i sposób w
jaki się ubieram? – posłała mu promienny uśmiech.
- Tak, właśnie tak.
– poweselał. – Myślałem, że zamilkniesz po tym co powiedziałem. Tak jak
ostatnio.
- Już nie popełnię
tego błędu. Boję się, że znowu znikniesz.
Stanęli na światłach. Tim spojrzał na jej śliczną, szczęśliwą
twarz. „Ma takie głębokie spojrzenie. – myślał – W życiu nie widziałem nic
piękniejszego od tych oczu.”
- Chce ci się jechać
na tą imprezę? – zapytała.
- Średnio… a tobie?
- W ogóle.
- To co robimy? –
uśmiechnął się.
- Dajesz mi wolną
rękę?
- Tak.
- Jedźmy na Tower
Bridge. Uwielbiam go wieczorami, jest pięknie oświetlony.
- Więc jedziemy na Tower
Bridge.
- Zgodziłbyś się na
wszystko co bym zaproponowała?
- Nie wiem co innego
mogłabyś zaproponować.
- Wszystko.
Zgodziłbyś się?
- Tak bardzo bym
chciał, a wiem, że bym nie mógł.
***
- Mieszkam w
Londynie tyle lat, a nigdy nie zwracałem na niego uwagi, kiedy jest oświetlony…
ale masz rację, bardzo tu klimatycznie. – oparł dłonie o barierkę i obserwował
nurt Tamizy.
- Przychodziłam tu z
ojcem jak byłam mała. – położyła mu głowę na ramieniu. – Oczywiście wtedy nie
był oświetlony, ale dla małej dziewczynki równie efektowny… wszyscy znali
mojego tatę, więc kulturalnie kłaniali się, kiedy obok nas przechodzili. –
pogrążyła się we wspomnieniach. - Wszystko przez to, że jest wnukiem byłego
premiera i synem Violet Asquitch. – odchrząknęła lekko. - Kiedy w naszym
kochanym, szarym Londynie wychodziło słońce brał mnie na ręce i mówił :
„Widzisz? Ogłoszono je najjaśniejszą gwiazdą we wszechświecie. Ale to było
zanim się urodziłaś.” – uśmiechnęła się na myśl o dzieciństwie. – Podobno kiedy
byłam niemowlakiem pokazywał mnie wszystkim znajomym na ulicy i mówił, żeby się
napatrzyli, bo kiedyś będą mnie podziwiać.
- I zawsze miał
rację.
- A raczej chciał
mieć. Rozpieszczał mnie, miałam wszystko na zawołanie, ale równie wiele ode
mnie wymagał. Później, jak już trochę podrosłam, to czułam ogromną presję.
Bałam się go zawieść, a kiedy… - zawiesiła się patrząc w ziemię. - …kiedy już
wylądował w szpitalu, a mama powiedziała mi, że już zawsze będzie na wózku,
obiecałam sobie, że będę taka jaką mnie chciał. Byłam gotowa zrobić wszystko,
żeby spełnić jego marzenia dotyczące mojej przyszłości. Sama nigdy nie uważałam
się za zdolną, ale on cały czas powtarzał mi, że mam ogromny talent. Nie wiem,
w którym momencie w to uwierzyłam, ale naprawdę zaczęłam dążyć do tego, żeby
zostać aktorką. Czasami było ciężko, ale powtarzałam sobie, że nie ma
przeszkody, której nie da się przeskoczyć. Chciałam, żeby był ze mnie dumny,
chociaż i tak codziennie powtarzał mi, że jest. Po prostu czułam potrzebę, żeby
dać mu powód do prawdziwej dumy. – spojrzała na niego ze łzami w oczach. - Więc
jestem, teraz i tutaj, jako Helena Bonham Carter i mogę spojrzeć w lustro mówiąc
: „Walczyłam i wygrałam”.
Tim patrzył na nią przez chwilę, a później pocałował w czoło
i mocno przytulił, ona wtuliła się w niego i stali tak, w bezruchu, przez jakiś
czas. „To jest najpiękniejsza chwila w moim życiu. – przemknęło mu przez myśl.
– Lisa mnie zabije jak się dowie, że chociażby ją dotknąłem… ale w cholerę z
Lisą, w cholerę z domem, naszym pieprzonym psem, dotychczasowym życiem.”
Przytulał Helenę i tylko to się teraz liczyło. Kochał ją. Po raz kolejny do
niego to dotarło.
- Odwiozę cię do
domu, co? – szepnął, na co ona powoli się od niego oderwała i kiwnęła głową
potwierdzająco. – Chodź. – objął ją ramieniem i ruszył w stronę mercedesa.
Odpalił samochód i ruszył. Helena oparła głowę o szybę i
zamknęła oczy. W radiu po raz kolejny leciało „I Don’t Wanna Miss a Thing”
- Nie chcę zamknąć
moich oczu, nie chcę zasnąć, bo będę tęsknić, kochanie… - Tim podśpiewywał
sobie cicho.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz