poniedziałek, 2 września 2013

Rozdział 7

   Helena otworzyła oczy. Strasznie bolała ją głowa, niewiele pamiętała z poprzedniego wieczoru, ale wiedziała, że prosiła Tima, żeby został. „Już 12, pewnie wyszedł. – pomyślała – Co miałby tu robić sam tyle czasu.” Z trudem podniosła się i narzuciła szlafrok. Spojrzała w lustro, zobaczyła swoje zmęczone oblicze z podkrążonymi oczami i twarzą jeszcze bledszą niż zwykle. Nie wiedziała nawet, że może być jeszcze bledsza. Zeszła na dół i otworzyła drzwi od kuchni. Przez chwilę myślała, że ma omamy, ale po chwili zorientowała się, że Tim Burton naprawdę robi naleśniki w jej kuchni.
   - Cześć. – uśmiechnął się delikatnie. – Bardzo skacowana?
   - Nie wyobrażasz sobie nawet… powiem ci, że mnie zaskoczyłeś. – usiadła przy stole.
   - Tak? Czym?
   - Tym, że tutaj jesteś.
   - Powiedziałaś, żebym nawet nie próbował się wymykać, więc jestem. – zaśmiał się.
   - Nie sądziłam, że aż tak bardzo się przejmiesz.
   - Ja wszystko biorę śmiertelnie poważnie. – spojrzał na nią.
   - Zapamiętam. To z czym te naleśniki?
   - To zależy co lubisz.
   - Ciebie lubię. – wymsknęło jej się.
   - Naprawdę? – zapytał radośnie.
   - Nie wierzę, że powiedziałam to na głos. – oparła czoło na dłoni.
   - A ja cieszę się, że powiedziałaś to na głos. – postawił talerz z naleśnikami na stole.
   - To z czym w końcu są ? – spojrzała na niego niepewnie spode łba.
   - Z czekoladą i truskawkami.
   - Boże, zamieszkaj u mnie. – roześmiała się.
   - Gdybym tylko mógł. – uśmiechnął się i usiadł przy stole.
   Po 10 minutach obydwoje siedzieli już najedzeni do syta i rozprawiali o poprzednim wieczorze. Tim streścił jej to co robiła i mówiła po pijanemu, a ona nie mogła powstrzymać śmiechu.
   - … i na dodatek cały czas flirtowałaś z Timem Rothem…
   - Poważnie? – po raz kolejny wybuchła śmiechem.
   - No tak, jego żona pewnie nie byłaby zadowolona.
   - Musiałam być nieźle wstawiona, nawet nic nie pamiętam, urwał mi się film… ale wiem mniej więcej co się działo jak mnie przywiozłeś. Wtedy już chyba zaczynałam trzeźwieć. – uśmiechnęła się.
   - Tak? Nie zauważyłem, żebyś trzeźwiała. Nie pamiętałaś gdzie masz sypialnie.
   - Ale sobie poradziłeś. – spojrzała na niego znacząco.
   - Tak… tak. – zmieszał się.
   - Przestań. – roześmiała się. – Krępujesz się?
   - Nie, nie, ja…
   - Przepraszam, przeze mnie poczułeś się niezręcznie. – wyraźnie posmutniała.
   - Nie bądź śmieszna, ja właśnie przy tobie czuje się fantastycznie. – spojrzał jej w oczy.
   Helena już nic nie powiedziała. „To nie jest normalne. – huczało jej w głowie. – Nie mogę go kochać, znam go od pół roku. Poza tym ma narzeczoną!”.  Jednak on dalej siedział i patrzył jej w oczy, nie mogła tego znieść, odwróciła wzrok.
   - Pójdę się ubrać. – wstała i wyszła z kuchni.
Tim spojrzał w okno. Musiał jej to powiedzieć, wreszcie mu ulżyło. Sam nie rozumiał tego jak bardzo ją uwielbiał. Miał wrażenie, że zna ją od zawsze. Wstał, wziął płaszcz i wyszedł. Pomyślał, że tak będzie lepiej.
Helena usłyszała trzaśnięcie drzwiami.
   - Tim? – wyszła z sypiali  już ubrana. – Tim, jesteś?
Zeszła na dół i  sprawdziła wszystkie pokoje. „Cholera! – pomyślała z żalem. – Nie chciałam, żeby wychodził.” Stwierdziła, że do niego zadzwoni, ale nie odbierał. Była wściekła sama na siebie, nie chciała, żeby tak wyszło, nie powinna się tak zachować. Szkoda, że dopiero teraz o tym pomyślała, najłatwiej być mądrym wtedy, kiedy jest za późno.

***
Tim miał wyciszony telefon, nie słyszał jak dzwonił. Kiedy dotarł do domu samochód Lisy stał na podjeździe. „Jak to? Miała wrócić za tydzień – przemknęło mu przez myśl.”
   - Gdzie ty się szwendasz? – przywitała go w drzwiach.
   - Byłem na tej imprezie z okazji zakończenia…
   - Do 12 w południe?
   - Yyyyy…zatrzymałem się u z Markiem u Tima Rotha.
   - U Tima? – Lisa zrobiła wielkie oczy, a później jej brwi groźnie się zmarszczyły. – To ciekawe. – wycedziła. – Dzwoniłam do niego… i do Marka też i nie było cię ani z jednym ani z drugim. – podeszła o trzy kroki bliżej. – Za to dowiedziałam się, że odwoziłeś ją do domu. To jak przyznasz się, czy mam dzwonić jeszcze do innych?
   - Tak, odwoził… - w tym momencie dostał w twarz z otwartej dłoni.
   - ZOSTAŁEŚ U NIEJ NA NOC TY SZUJO!!
   - Tak, zostałem, bo była kompletnie pijana i nie chciałem zostawiać jej samej! I przestań się drzeć, do cholery.
   - Aż tak było ci szkoda ją zostawiać, że wskoczyłeś jej do łóżka, tak?!
   - Nie spałem z nią.
   - Racja, na pewno nie spałeś tej nocy. – patrzyła na niego z czystą nienawiścią.
   - Owszem, spałem. Na fotelu. I przestań mi wmawiać coś czego nie było.
   - Jak to na fotelu, o czym ty mówisz?
   - Normalnie, położyłem ją, przykryłem kocem i chciałem wyjść, ale poprosiła, żebym usiadł i został.
   - A ty tak po prostu się zgodziłeś.
   - Tak.
   - Śmieszne. Mnie nigdy nie słuchasz.
   - Przestań, nie zdradziłem cię więc się uspokój.
   - Tylko czemu siedziałeś tam tak długo?
   - Czekałem, aż się obudzi. Wróciliśmy o 4 nad ranem, więc wstała późno.
   - Nienawidzę zdziry.
   - Wiem, ale uspokój się już. Ja idę wziąć prysznic… czekaj, ale dlaczego ty właściwie wróciłaś wcześniej? – nie odpowiedziała, tylko spojrzała się na niego z lekkim zmieszaniem. – Dowiedziałaś się wcześniej, tak? Dzwoniłaś do nich, żeby mnie pilnować, a jak się dowiedziałaś, że odjechałem razem z nią to postanowiłaś wrócić? Zaczyna mnie to wkurzać! Pilnujesz mnie na każdym kroku, co to jest za związek w ogóle?!
    - Boże, Tim, ty krzyczysz… nigdy nie krzyczałeś. – patrzyła na niego z wyraźnym zaskoczeniem.

***
   Helena nie widziała Burtona ponad dwa miesiące. Odkąd wtedy wyszedł nie mieli ze sobą żadnego kontaktu. „Nie odbierał telefonu, na pewno nie chce ze mną rozmawiać. – myślała z goryczą – Może bym zadzwoniła jeszcze raz…? Nie, nie, nie będę się narzucać, jeśli miałby taką ochotę to sam by zadzwonił.” Trochę obawiała się tego jak będzie wyglądało ich spotkanie na premierze „Planety Małp”, która miała być już w przyszłym tygodniu.  „Na dodatek będzie tam Lisa, nie będziemy mogli nawet porozmawiać. – negatywne myśli kołowały jej w głowie.” Aż podskoczyła, kiedy zadzwonił domofon.
   - Tak, słucham?
   - Część, Hellie, przyszliśmy cię odwiedzić. – Thomas Bonham Carter stał pod furtką ze swoimi dziećmi : jedenastoletnim Fredem, dziewięcioletnią Rosie i trzyletnią Matildą
   - Och! Wchodźcie! – wpuściła ich, uwielbiała dzieci swoich braci, traktowała je jak swoje.
   - Ciociu! – Rosie objęła ją, kiedy otworzyła im drzwi.
   - Cześć, słoneczko. – pocałowała ją w czoło. – A ty co? – zwróciła się do Freda. – Myślisz, że jak masz jedenaście lat, to już nie musisz witać się z ciotką? Chodź tu szybko! – po jej słowach zrezygnowany, ale wesoły chłopiec pocałował ją w policzek.
   - Ja też muszę cię przytulać albo całować? – Tom spojrzał na nią z rozbawieniem.
   - Nie, wolałabym nie. – roześmiała się.  – A gdzie jest moja kruszynka? – zza ojca wyszła mała Matilda ze łzami w oczach. – Ojej! Co się stało? – wzięła ją na ręce.
   - Tata nie chciał kupić mi misia. – odpowiedziała dziewczynka robiąc ponownie minę do płaczu.
   - Powiesz mi jakiego i ja ci kupię. – uściskała ją mocno.
   - Helena! Przestań rozpuszczać moje dzieci, proszę cię.
   - Nie przesadzaj, potraktujmy to jako prezent z okazji… z okazji premiery mojego nowego filmu.
   - No, teraz to wymyśliłaś.
   - Nie czepiaj się i nie stój w drzwiach, tylko wchodź. – odsunęła się. – A misia dostaniesz. – powiedziała na ucho Matildzie, która momentalnie się rozpogodziła. – Ona jest zupełnie jak ja, kiedy byłam dzieckiem . – powiedziała już głośniej.
    - Wiem i właśnie to mnie przeraża. – odburknął Tom.
   - Przestań, byłam urocza.
   - I mistrzynią wymuszania.
   - To jest zaleta, a nie wada.
   - To zależy z której strony patrzysz.
   - No z mojej.
   - Ja też potrafię wymuszać! – Rosie wyszczerzyła zęby, zawsze chciała być jak Helena, uwielbiała ją.
   - Dziewczynki w naszej rodzinie chyba mają to we krwi. – ciotka mrugnęła do niej okiem. – Swoją drogą, Tom, jeśli twoje dzieci są do mnie takie podobne to przerażająca jest myśl jakie byłyby moje.
   - Tego nie wiem.
   - I pewnie już się nie dowiesz. – posłała mu wymuszony uśmiech.
   - Daj spokój. Od razu zakładasz najgorsze, może jeszcze będziesz je miała.
   - Tak? To najpierw znajdź mi męża.
   - A co ja mogę? Sama musisz znaleźć, może jest bliżej niż myślisz.
   - Kpisz sobie ze mnie?
   - Nie, mówię całkiem poważnie.
   - Cholera, a wolałabym, żebyś żartował.


***
   - W co ja mam się ubrać na premierę? – Lisa wyrzucała wszystko z szafy.
   - Masz tyle sukienek, wybierz coś.
   - Żadna się nie nadaje.
   - A ta? – Tim chwycił czarno-złotą, skąpą kreację. – Miałaś ją na premierze „Jeźdźca bez Głowy”.
   - No właśnie, już ją miałam. Czy ty naprawdę myślisz, że poszłabym w tej samej sukience na dwie premiery z odstępem 2 lat?
   - A co w tym złego? To praktyczne. Po co kupować sukienkę na jeden raz?
   - Och, ty tego nie zrozumiesz.
   - I większość normalnych ludzi pewnie też nie…
   - Widziałeś kiedyś aktorkę, która pojawia się publicznie dwa razy w tej samej kiecce?
   - Nie, ale aktorki nie są normalne, tylko rozpuszczone.
   - Dobrze wiedzieć co o mnie myślisz.
   - A zaprzeczysz? – rzucił się ciężko na łóżko.
   - Mógłbyś czasami ugryźć się w język, wiesz?
   - A dlaczego? Znamy się już za dobrze, żebym miał powstrzymywać się od złośliwych uwag. – uśmiechnął się trochę wrednie, a Lisa wyszła z sypialni z wściekłą miną. – A idź sobie, idź... – powiedział cicho.
   - Wiesz co? Mam dosyć tego twojego marudzenia! – krzyknęła z przedpokoju.
   - A wiesz czego ja mam dosyć? Lisy Marie Smith, o tak, właśnie, MAM CIĘ DOŚĆ OD CONAJMNIEJ PIĘCIU LAT.
   - Ty dupku!
   - Odwal się ode mnie, OK?! – uniósł się na chwilę, a później znowu opadł na łóżko.
Jeszcze przez parę minut leżał, a później wstał i zszedł na dół. Usiadł w przedsionku, żeby założyć buty.
   - Wybierasz się gdzieś? – oparła się o ścianę.
   - Owszem. Idę odwiedzić Helenę.
   - Słucham? Możesz powtórzyć? Bo chyba się przesłyszałam.
   - Dobrze usłyszałaś. – wstał i wyszedł.
   - Wracaj tu natychmiast! – stanęła w drzwiach. – Jeśli teraz pojedziesz, to możesz nie wracać! – krzyczała tak głośno, że ciekawscy sąsiedzi pojawili się w oknach.
    - To akurat jest MÓJ dom, a ty tu tylko mieszkasz. – odpowiedział otwierając drzwi od samochodu. – I przestań się wydzierać, bo ludzie patrzą. – wsiadł i odjechał.
Smith z pogardą spojrzała na sąsiadkę, która mieszkała najbliżej.
   - I co się gapisz?! – krzyknęła po czym trzasnęła drzwiami.

***
   - … w każdym bądź razie, chcę żebyście ze mną poszli na tą premierę.
   - My, to znaczy kto?
   - Ty, Edward, rodzice…
   - Dzieci też?
   - Jeśli będą chciały.
   - Ja jestem na tak, gadaj z resztą.
   - Mama się zgodziła, tata chyba nie ma wyjścia, a do Edwarda już dzwonię. – poszła po telefon. – No cześć! – Helena włączyła na głośnomówiący.
   - No witam! – Edward się roześmiał. – A cóż to się stało, że moja popularna siostra do mnie dzwoni?
   - No wiesz? Przecież często do ciebie dzwonię.
   - Tak, jak wróciłaś z Australii, to też zadzwoniłaś, prawda?
   - Jej, jaki ty jesteś pamiętliwy… Dobra, nieważne, dzwonię, bo…
   - Wiedziałem, że masz jakiś konkretny powód! Bezinteresownie nie dzwonisz nigdy…
   - Przymknij się i daj jej dokończyć. – Thomas nachylił się do słuchawki.
   - Ty też tam jesteś? Kto jeszcze?
   - My! – krzyknęły chórem dzieci.
   - Mnie nikt nie zaprosił…
   - Jaki z ciebie zrzęda. – westchnęła Helena. – Ale daj mi powiedzieć.
   - Mów.
   - Idziesz na premierę we wtorek?
   - Idę. – jego ton się zmienił na wesoły. – Przynajmniej dzwonisz z jakiegoś miłego powodu, a nie, że wychodzisz za mąż czy coś. – parsknął śmiechem.
   - Jesteś beznadziejny. – Thomas przetarł dłonią twarz. – Dopiero co przekonałem ją, że jeszcze będzie miała rodzinę, a ty tu z takimi…
   - Nie wiedziałem. – powstrzymywał śmiech. – Wybacz, siostra.
   - Dobra czyli… - zadzwonił domofon. – Poczekaj chwilę...
   - Ja otworzę! – wyrwała się Rosie.
   - OK... W każdym razie idziesz, tak?
   - No mówiłem, że tak.
   - Czyli cała rodzina będzie.
   - Jak na wigilii. – Edward znowu żartował.
   - Och, błagam cię.
   - No co?  Wigilia to jedyny dzień w roku, kiedy spotykamy się wszyscy razem, bo ty akurat nie pracujesz.
   - Przyszedł jakiś śmieszny pan! – dobiegł ich głos Rosie z przedpokoju. – Dzień dobry!
   - Jaki śmieszny pan? – Helena zmarszczyła brwi, po czym szybko ruszyła w stronę drzwi.
   - Dzień dobry! Ale z ciebie urocza dziewczynka. – usłyszała znajomy głos, a po chwili go zobaczyła.
   - Tim!
   - Cześć. – uśmiechnął się. – To chyba nie jest twoja…?
   - Nie! To Rosie, moja bratanica.
   - Podobna do ciebie.
   - Wszyscy tak mówią. – Helena spojrzała radośnie na dziewczynkę, a później znowu przeniosła wzrok na Tima.
    - Szacunek za „… Nożycorękiego” mistrzu. – Thomas pojawił się za Heleną i wyciągnął rękę do Tima.
   - Dziękuję bardzo. – Tim potrząsnął jego dłonią.
   - Jestem Tom, brat Heleny i tata tej uroczej istotki. – tu wskazał na Rosie. – Mam jeszcze jedną taką i jednego demona. – uśmiechnął się promiennie.
   - To gratuluje, zawsze chciałem mieć troje dzieci, nie mam ani jednego. – zmusił się do uśmiechu.
   - To może my już pójdziemy, Hellie. – Thomas zaczął ubierać buty.
   - Jeszcze nie! – mała Matilda wybiegła z kuchni uwiesiła się Helenie na ręce.
   - Rozumiem, że to ta druga urocza istotka. – Burton spojrzał czule na trzylatkę.
   - Tak jest. – Helena podniosła ją. – To jest nasza Matilda.
   - Cześć. – Tim wyciągnął rękę do niej rękę, a mała od razu ją chwyciła.
   - Mogę okulary? – wyszczebiotała.
   - Tak, pewnie. – zdjął je i podał dziecku. – Ale mi je oddasz, prawda?
   - Tak, ale zaraz. – dziewczynka wesoło przekładała z rączki do rączki chwilowy obiekt zainteresowania.
    - Musimy iść, kochanie, oddaj panu.
   - Nie chcę iść!
   - Trzeba i nie marudź. – wyjął jej z rączki okulary i oddał Timowi.
   - Nie! – zrobiła minę do płaczu.
   - Bądź grzeczna, proszę cię. – zabrał ją Helenie, a Matilda zaczęła płakać.
   - Im szybciej wyjdziemy tym lepiej. – pocałował Helenę w policzek. – Pa Hellie, do widzenia Tim.
   - Pa ciociu! – Rosie i Fred pomachali jej.
   -Ale przyjedźcie niedługo znowu!
   - Przyjedziemy. –odpowiedział z uśmiechem Fred po czym zamknął drzwi.
   - Kawy, herbaty? – spojrzała na Tima.
   - Herbaty proszę.
   - Chodź do kuchni.
Tim usiadł przy stole, a Helena zaczęło grzebać w szafkach.
   - Owocowa czy Earl Grey?
   - Earl Grey… ile ona ma lat?
   - Kto?
   - Matilda.
   - Ach, trzy. – uśmiechnęła się sama do siebie.
   - Fantastyczna… zawsze chciałem mieć córeczkę.
   - Mówiłeś Lisie?
   - Ona nie lubi maluchów, po 4 latach związku powiedziała mi, że ich nie chce.
   - Pocieszy cię fakt, że ja też zawsze chciałam mieć? – spojrzała na niego smutnymi oczami.
   - Nie, bo wiem, że byłabyś fantastyczną matką. Te dzieciaki cię uwielbiają.
   - Mówią, że jestem ich drugą mamą. – zaśmiała się.
   - Ty jeszcze masz szanse na… ja jestem po czterdziestce, a moja narzeczona najchętniej wybiłaby wszystkie dzieci jakie chodzą po ziemi.
   - Straszne. – spojrzała na niego z współczuciem. – I wątpię, że mam szanse, mnie też niedługo stuknie czterdziestka, a  kandydata na męża jak nie ma, tak nie ma.
   - Wyszłabyś za mnie?
   - Słucham?
   - Jeśli poznałabyś mnie, a ja nie byłbym z Lisą… zostałabyś moją żoną?
Helena patrzyła na niego oniemiała. Spojrzała mu w oczy i nie potrzebowała już ani chwili do namysłu.
   - Tak. Zostałabym. – powiedziała patrząc mu w oczy. – Ale kiedy się spotkaliśmy już byłeś zaręczony.

   - Nigdy tak nie żałowałem, że kiedykolwiek prosiłem ją o rękę. – patrzył na nią ze smutkiem.

                                         
                                             *Helena z Rosie, 2010*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz